czwartek, 9 sierpnia 2012
III WSPANIAŁY dzień
Nim pierwsze promienie słońca pojawiły się nad ruchliwymi ulicami Tokio, ja już byłam w studiu. Rika, jeden ze sztabu dźwiękowców Gazeciarzy pokazywał mi właśnie sprzęt, kiedy do pomieszczenia wszedł chłopak, który wczoraj przekazał mi dobre wieści. Ubrany był w jasną, skurzaną kurtę, siwe jeansy i glany.
- Ops! Wybaczcie moi kochani, że was nie zauważyłem – powiedział mężczyzna wieszając na krześle kurtkę – Hmm miło mi poznać… - spojrzał na mnie wymownie czekając aż oświeci go mój blask i spłynie na niego zaszczyt poznania mojego imienia. Dźwiękowiec poczuł się niezauważony więc nawet nie zauważyłam kiedy zniknął.
- … - zamiast odpowiadać blondynowi, uśmiechnęłam się delikatnie puszczając jego dłoń, jednocześnie kierując wzrok na stojak z gitarami, gdyż przypływ gorąca z pewnością za kilka chwil przeobraziłby się w potężnego rumieńca – Hmm czyż nie jest to ESP Eclipse model II?? – zagaiłam podchodząc do stojaka na którym pięknie prezentowała się czarna, mahoniowa bogini dźwięku. Mężczyzna podszedł do mnie i delikatnie zdjął instrument.
- Tak, w rzeczy samej. Przypomnę się, że dalej nie powiedziałaś mi jak masz na imię – poczułam, jak spojrzenie kakaowych oczu skanuje moją twarz dosłownie kawałeczek po kawałeczku – Chyba nie jesteś rodowitą japonką – kontynuował blondyn siadając na taborecie przede mną, jednocześnie cichutko trącając poszczególne struny gitary. Kurde! Dlaczego właśnie W TAKICH momentach zapominam nazwy kawałka, który jest jednym z moich ulubionych? Pomimo braku jakiejkolwiek reakcji z mojej strony blondyn kontynuował - Twoje oczy są nieziemsko zielone… Ma się ochotę wgapiać w nie bezkońca, a człowiek boi się… że.. że znikną… - energicznie pociągnięcie po podstrunnicy wyrwało mnie z letagu. „Idiotka z Ciebie!” – powiedział mój wewnętrzny głos – „Przecież to GUREN!! Jak mogłaś nie poznać tego charakterystycznego taktu!!”
- Ki… Kitsune… Mówcie mi Kitsune…
- Nie no a jemu to powiedziałaś?! Fest! – Prychnął Uruha odkładając gitarę na miejsce. Czarnooki zaczął się śmiać, a moje serce, nie wiem czemu raptownie zaczęło kołatać.
- Uruś, nie fochaj się tak na mnie, nie moja wina, że działam na kobiety jak... – Aoi przechodząc obok mnie spojrzał mi w oczy poczym zjechał wzrokiem na moje duże, kształtne usta i jakby do nich szepnął – narkotyk…
Przełknęłam gulę zastygłą w gardle: stałam na środku po mojej lewej stronie poruszał się brunet, podpinający kable i włączający wszystkie sprzęty, po mojej prawej – Uruha, mordujący plecy starszego gitarzysty, a następnie sięgający po statyw z mikrofonem. Westchnęłam. Oj Boże… Że też zawsze muszę się znaleźć pomiędzy młotem a kowadłem?
##
- Hahaha! Nie wieżę!! Hahahaha!! – kielczyłam się jak głupia, kiedy ReiRei (mężczyzna z którym jechałam do studia) opowiadał mi, jak po ostatnim koncercie jakaś narwana fanka biegła za ich busem przez dwie przecznice bez gaci z bojowym okrzykiem: „RUUUUKIIII!! PIEPRZ MNIEEEE!!”
- Mówię Ci Hosh! Kopary nam po prostu opadły. Hehe, widziałabyś minę Rukasa: „Bleee… Chłopaki czemu zawsze moje fanki muszą być takie pokręcone! Dlaczego to właśnie one odwalają takie jackassowskie akcje?!”. Haha!
#
15:30. Stanęłam w drzwiach kuchni rzucając jednym butem w jedną stronę drugim w drugą.
-Ja się pochlastam! – jęknęłam wstawiając sobie wodę na kawę – Jak można nie uczyć się początków utworów?! – zapytałam ciszy panującej w kuchni na myśl o tekście Urka :”Pff, a niby po co mam się uczyć pierwszych 2 minut kawałka, skoro mogę improwizować, a w moim wykonaniu i tak najważniejsze są solówki?”. Niestety, długo się nie pocieszyłam tą ciszą i spokojem panującym w domu: trzask drzwi oznajmiał jedno – Hoshii wróciła.
Hmm… Po 230 którymś odcinku Naruto, czyli raczej pod wieczór tego samego dnia;)
W końcu to pogrzane cuś (mowa o Naruto - …Wybacz Ty, która wie o co kaman, a to czyta:D!) się skończyło, a ja w spokoju, nie słysząc tej głupawej muzyczki mogłam wejść w spokoju do kuchni (mamy TV w kuchni, bo gdzie niby indziej, skoro najwięcej czasu spędzamy właśnie w niej?), żeby zrobić sobie 6 już tego dnia kawę. Przeszłam obok wgapionej na maksa w monitor laptopa Hoshii w nadziei, że nie zauważy mojej obecności. Kur!! No niestety… kapła się….
- Kupmy sobie psa… - wymamrotała brunetka robiąc na mnie słodkie oczka.
- Dlaczego nie?! Ja u siebie w domu zawsze miałam jakieś stworzonka i TY z resztą też! – głos Hoshii przybrał nutkę furii.
- Owszem, mogłybyśmy mieć zwierzątko – mojej friend zapaliły się iskierki w oczkach – ale po co nam zwierzak, skoro mamy Ciebie? – Ha! Już chyba po raz tysięczny udało mi się z pełnym kubkiem kawy zwiać do pokoju przed lecącym w moją stronę papciem, przy okazji nie roniąc ani jednej kropli kojącej moje nerwy zbawiennej cieczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czy ja wiem, czy Ci nie pyknął... Mi się tam podobał :D Choć moim zdaniem za mało było Ruksa :P A, że obrażasz mi Naruto to Ci chyba nie daruję!! I nie 230 epizod tylko 275 jak już :P Nie no żartuję ;) I tak Cię loffciam :*:*:*:*:*:*:*:* <3
OdpowiedzUsuńFajny rozdział. Bardzo zabawny, tylko dlaczego taki krótki? Myślałam, że będzie dłuższy, ponieważ spodobało się i poprawiło mi humor.
OdpowiedzUsuń