sobota, 11 sierpnia 2012

IV Ja wiedziałam, że tak będzie!!

Kiedy tylko moja droga przyjaciółka poszła do siebie jęcząc pod nosem że chce mieć zwierzaka(Taa, a wszystko było perfekcyjnie słychać), zakradłam się do kuchni, odpaliłam kompa i luknęłam na pasku windows’a w zakładkę: „Ulubione strony”.

- No dobra… To co my tu mamy… Galeria Urody… Eee to nie… Spa Tysiąc Lotosów.. Nie też nie… O mam! – Krzyknęłam radośnie mrużąc oczy rażone blaskiem monitora – Japońska Hodowla Długowłosego Chihuahua! Sugoii!! O to mi chodziło! – klasnęłam ochoczo w dłonie i kliknęłam w „enter”. Przebrnęłam przez maaaasaaaakryyycznieeee długi wstęp, przewertowałam dokładnie charakter i wymogi pielęgnacyjne wyżej wymienionej rasy psiaków i… - No dobra laska, to się teraz dokładnie zastanów czy aby na pewno tego chcesz czy nie… ( mój wzrok utkwił w jednej z zakładek strony, a mianowicie :”MAMY SZCZENIACZKI!!”) – przestałam gadać do ciszy panującej w pomieszczeniu ( no cholera muszę się na jakąś terapie chyba zapisać!), dopiłam kawę pomijając fakt, że było już grubo po 1-wszej w nocy i…

 

**

 

- Cześć Kawaii-san! – krzyknęłam uradowana widząc wtaczającą się do salonu brunatną szopę.

- Yhym… - bąknęła właścicielka bladoróżowej piżamki w czekoladowe ciasteczka i banany, jednocześnie sadowiąc się na kanapie.

- Eetto… A dobrze się czujesz? – spytałam mierząc przyjaciółkę wzrokiem. Prawie natychmiast pożałowałam swojego pytania – stalowe oczy wbiły się we mnie niczym nóż, a ich właścicielka z ociąganiem się odburknęła:

- Jasne, że się dobrze czuję. Wprost wspaniale wiedząc, że nikt mnie nie kocha, nikt na mnie nie czeka kiedy wracam z pracy, dla nikogo moje życie nie jest potrzebne…

- Oj no Hoshii – przebiegle się uśmiechnęłam opatulając ramieniem załamaną przyjaciółkę – Jesteś potrzebna i to bardzo!! A wiesz komu? – Załzawione, szare oczy z ostatnim błyskiem nadziei wgapiły się we mnie – Jesteś potrzebna Masashiemu Kishimoto – gdyby nie Ty… Ten biedak już dawno by zbankrutował z powodu zerowej oglądalności Naruciaka!

Gdyby ktoś zatrzymał się pod drzwiami ostatniego mieszkania jednego ze średniej klasy apartamentowców mieszczących się w dzielnicy Setagaya usłyszałby potworne wrzaski. Jakie? No np. : „Zabiję Cię!! Pomszczę Naruto Uzumakiego i Cię zatłukę!! Przysięgam jak Boga kocham!!”

 

Tego samego dnia… Po zbiciu dwóch (i jedynych w tym mieszkaniu) doniczek ze storczykami…

 

- Kochanie to ja wiesz… no Yyy… muszę wyjść i… - oczy wyszły mi z orbit – KAWAII – SAN!! JEST PO 15 A TY NADAL W PIŻAMIE?! – wrzasnęłam do dalej rozczochranej i podpuchniętej ( za pewne od płaczu i jęków, że chce psa) brunetki.

- … - siorb nosem – Taa a nie widać?? - … człap, człap w puchatych kapciach z króliczkiem do kuchni po żelki – Po co mam się ubierać i w ogóle, skoro i tak nigdzie nie będę wychodzić i nikt do mnie nie przyjdzie? To nielogiczne… - wymamrotała ledwo słyszalnie Hoshii

-… - Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż zbielały mi kości – Dobra kochanie, to miała być niespodzianka ale jak Cię widzę w takim stanie, to coś czuję, że lepiej będzie, jak ze mną pojedziesz i „odbierzesz” swoją niespodziankę. 20 minut Ci starczy żebyś doprowadziła się do jako takiego stanu używalności?

- Dzięki Ci bardzo… „Stanu używalności”! Pff fest… - mamrotała brunetka gramoląca się do łazienki z paczką żelków.

- Ty widzisz i nie grzmisz… - jęknęłam patrząc w sufit…

 

-----

 

Wlazłam do łazienki wpychając sobie do buzi garść „robali”.

- Łaa! – krzyknęłam na widok swojej twarzy: sińce pod oczami, poszarzała cera i włosy… - O matko! Ja się pochlastam!! – Skomlałam usilnie próbując rozczesać kołtuny…

- I jak Ci idzie? – usłyszałam zza drzwi głos Kitsu.

- Daję radę! – odkrzyknęłam friend patrząc w lustro na swoje odbicie: białe martensy, (;)) skórzane legginsy i czerwono-czarna koszula w kratę prezentowały się rewelacyjnie do wysoko upiętego koczka i kresek na powiekach w stylu lat 50.

- Wow! Wychodzisz z kimś? Mam być o moją koffaną przyjaciółkę zazdrosna? – zaśmiała się Kitsu podając mi torbę i kurtkę. Nie zdążyłam jej nic odpowiedzieć, bo ta wypchnęła mnie z domu.

- Ej co Ty sobie robisz co?! Nie możesz mnie tak wyrzucać z mieszkania! – narzekałam podchodząc do windy.

- Mogę mogę… Czemu winda? – zapytała zielonooka zatrzymując się przed schodami.

- A czemu Ty zawsze musisz wybierać schody?! Zanim zleziemy na dół będziemy zlane potem i w ogóle! Mysia mieszkamy na 12 piętrze, więc chociaż w sobotę mi daruj ten cały fitness hmm?

- … Rób co chcesz, ja lecę schodami! – Chwilę potem słychać było tylko magiczny dźwięk windy i…

- No Kuźwa! Kij by Cię strzelił pieprzony wymyśle, pieprzonego, leniwego wynalazcy TY psująca się poczwaro! – kopnęłam w drzwi po raz setny w tym miesiącu zepsutego "środka transportu". Poprawiając na ramieniu torbę, z bojową miną, kroczek po kroczku ruszyłam schodami w dół…

 

**

 

Kiedy dotarłyśmy już do dzielnicy Shibuyi Hoshii w końcu nie wytrzymała:

- Powiedz mi po co mnie tu przywlokłaś co?!

- Zaraz się dowiesz – odparłam naciskając guziczek w domofonie najbogatszego penthous’a o numerze 53

- Ja chcę to wiedzieć TERAZ!! - Tupnęła nogą brunetka wlokąc się za mną do środka budynku.

 

-----

 

Po dwóch klatkach schodowych zielonooka przebiegle się uśmiechnęła (czyli w sumie jak zawsze hehe) i postawiła mnie pod jasnymi drzwiami z numerkiem 2.

- Ale że niby co? – zapytałam zaskoczona, a dopiero po chwili się kapnęłam, że mam zapukać (XD). Otworzyła nam dość niska japonka, taka gdzieś pod 50-tkę.

- Dzień dobry! Pani dzwoniła wczoraj w sprawie piesków prawda? Zapraszam do środka! - powiedziala kobieta

- Yyy… To znaczy… - wielkimi oczami spojrzałam na przyjaciółkę która gestem dłoni kazała mi iść za kobietą. Pani Matsumoto (tak pisało na wizytówce wiszącej na drzwiach) poprowadziła nas do dużego salonu, w którym… roiło się od małych, puchatych i szczekających kuleczek!!

- I jak Hoshii? Podobają Ci się? Hosii??

- … - zamurowało mnie… pokiwałam tylko głową, a następnie usiadłam na dywanie i zaczęłam głaskać szczeniaczki.

- Widzę, że mają panie podejście do zwierząt. Jestem… - Chłopak, który siedział w cieniu pokoju podszedł by się przedstawić. Uniosłam na niego oczy i…

- Jestem Takanori ale możesz mi mówić Zdebilała Gwiazda. Miło mi Was poznać – facet na którego kilka dni wczesniej wpadłam (albo to raczej on wpadł na mnie) z głupawym uśmiechem pożerał mnie wzrokiem. Patrzył na moje wściekle czerwone usta pomalowane nowym, malinowym błyszczykiem, a ja poczułam, że moje policzki zaraz się zapalą. Na szczęście była ze mną moja friend.

- Miło nam pana poznać! Jestem Kitsune, a to Hoshii. Może nam pan doradzić, którego z piesków powinnyśmy wybrać?

- Pewnie! To która z pięknych dam zamierza zostać mamusią dla puchatej kluseczki? – Kitsune parsknęła śmiechem i wskazała głową na mnie na co zaciesz z twarzy blondyna zniknął w ekspresowym tempie – Aha… - powiedział i o dziwo… usiadł obok mnie!!

 

**

 

Wróciłyśmy do domu dopiero około 19 – w końcu trzeba było jeszcze zahaczyć o zoologiczny żeby kupić wszystkie potrzebne pieskowi rzeczy.

- Ohh… Nie wiem jak mam Ci dziękować! – powiedziałam podchodząc do zaparzającej sobie kawę zielonookiej. Friend wskazała palcem na swój policzek, a następnie mnie przytuliła i podniosła biały kłębek merdający radośnie ogonkiem.

- Witaj w domu Yuki-chan. Proszę Cię bądź grzecznym, nie gryzącym i nie znaczącym mebli pieskiem dobrze? – szczeniaczek o czekoladowych oczkach i czarnym nosku polizał Kitsu w ramach zgody po twarzy – Ale Kawaii? – spojrzała na mnie – Ty go wyprowadzasz.

 

----

 

Kiedy już wykąpana leżałam w piżamce i miziałam moje małe, białe maleństwo – po pokoju rozniósł się dźwięk sms’a. „Któż to może być o tej porze?” pomyślałam i sięgnęłam po telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: „Numer prywatny” i jak to mam w zwyczaju, czyli robię coś a potem myślę odtworzyłam wiadomość:

„ Cześć Kawaii. Wybacz, że tak późno. Jak malec??”

Zamrugałam kilkukrotnie oczami i… bez chwili zastanowienia się odpisałam!!

„A dobrze właśnie leży sobie obok mnie i śpi. A co u Ciebie?”

„Heh, ok.:) Tylko… Tak sobie myślę czy… Czy nie poszłabyś ze mną na spacer? Wiesz, głupio wyszło u Sakiego więc może dasz się wyciągnąć na jakiś spacer albo kolację?”

Chwilę się zastanowiłam (dokładnie to ułamek sekundy): pięknie pachnący, wysportowany, uśmiechnięty… Mrau! A co mi tam! I tak już mi te cale nerwy na blondaska przeszły…

„Pewnie;) Tylko kiedy??” – wystukałam pośpiesznie

„Teraz??

Spojrzałam na zegarek. No jasne! Jest 24:30!

„Ale jest 24:30! Nie za późno?”

„Na spotkanie z Tobą nigdy nie jest za późno:* To jak? Za 10 minut zejdziesz na dół?”

Po tym sms’ie serce zabiło mi szybciej. Jak wystrzelona z procy pognałam do kuchni – z niej był widoczny parking, na którym stał… ON!! Gapiąc się na stojącą w blasku lamp sylwetkę odpisałam:

„Ok.”

 

Konbanwa:* Chapter długi, ale myślę, że przyjemny;) Dedykuję go moim dwóm fankom: Kinezumi i Maleństwu:*:*:*

3 komentarze:

  1. Spacer o północy? Łoł, że chłopakowi się chce. Fajnie mieć taką kumpele na którą można liczyć. Bardzo słodkiego i uroczego psiaka wybrały. Pozdrawiam i czekam na next.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://scarlet-love-song.blogspot.com/ <--- link go mojego bloga.

      Usuń
  2. Łosz ja Cię nie mogę normalnie (*_*)!! Żeby się poznac przez pieski? HOW SWEET IS THAT?! Awww :D Arigatou kochana :)) I nie waż mi się kasować tego bloga ;P Mi się ten rozdział podobał :D A nawet bardzo mi się podobał ;) Aczkolwiek podejrzewam, że nastęne będą jeszcze lepsze :D:D:D:D DZIĘKUJĘ!!! <3

    OdpowiedzUsuń