czwartek, 30 sierpnia 2012
sobota, 11 sierpnia 2012
IV Ja wiedziałam, że tak będzie!!
Kiedy tylko moja droga przyjaciółka poszła do siebie jęcząc pod nosem że chce mieć zwierzaka(Taa, a wszystko było perfekcyjnie słychać), zakradłam się do kuchni, odpaliłam kompa i luknęłam na pasku windows’a w zakładkę: „Ulubione strony”.
- No dobra… To co my tu mamy… Galeria Urody… Eee to nie… Spa Tysiąc Lotosów.. Nie też nie… O mam! – Krzyknęłam radośnie mrużąc oczy rażone blaskiem monitora – Japońska Hodowla Długowłosego Chihuahua! Sugoii!! O to mi chodziło! – klasnęłam ochoczo w dłonie i kliknęłam w „enter”. Przebrnęłam przez maaaasaaaakryyycznieeee długi wstęp, przewertowałam dokładnie charakter i wymogi pielęgnacyjne wyżej wymienionej rasy psiaków i… - No dobra laska, to się teraz dokładnie zastanów czy aby na pewno tego chcesz czy nie… ( mój wzrok utkwił w jednej z zakładek strony, a mianowicie :”MAMY SZCZENIACZKI!!”) – przestałam gadać do ciszy panującej w pomieszczeniu ( no cholera muszę się na jakąś terapie chyba zapisać!), dopiłam kawę pomijając fakt, że było już grubo po 1-wszej w nocy i…
**
- Cześć Kawaii-san! – krzyknęłam uradowana widząc wtaczającą się do salonu brunatną szopę.
- Yhym… - bąknęła właścicielka bladoróżowej piżamki w czekoladowe ciasteczka i banany, jednocześnie sadowiąc się na kanapie.
- Eetto… A dobrze się czujesz? – spytałam mierząc przyjaciółkę wzrokiem. Prawie natychmiast pożałowałam swojego pytania – stalowe oczy wbiły się we mnie niczym nóż, a ich właścicielka z ociąganiem się odburknęła:
- Jasne, że się dobrze czuję. Wprost wspaniale wiedząc, że nikt mnie nie kocha, nikt na mnie nie czeka kiedy wracam z pracy, dla nikogo moje życie nie jest potrzebne…
- Oj no Hoshii – przebiegle się uśmiechnęłam opatulając ramieniem załamaną przyjaciółkę – Jesteś potrzebna i to bardzo!! A wiesz komu? – Załzawione, szare oczy z ostatnim błyskiem nadziei wgapiły się we mnie – Jesteś potrzebna Masashiemu Kishimoto – gdyby nie Ty… Ten biedak już dawno by zbankrutował z powodu zerowej oglądalności Naruciaka!
Gdyby ktoś zatrzymał się pod drzwiami ostatniego mieszkania jednego ze średniej klasy apartamentowców mieszczących się w dzielnicy Setagaya usłyszałby potworne wrzaski. Jakie? No np. : „Zabiję Cię!! Pomszczę Naruto Uzumakiego i Cię zatłukę!! Przysięgam jak Boga kocham!!”
Tego samego dnia… Po zbiciu dwóch (i jedynych w tym mieszkaniu) doniczek ze storczykami…
- Kochanie to ja wiesz… no Yyy… muszę wyjść i… - oczy wyszły mi z orbit – KAWAII – SAN!! JEST PO 15 A TY NADAL W PIŻAMIE?! – wrzasnęłam do dalej rozczochranej i podpuchniętej ( za pewne od płaczu i jęków, że chce psa) brunetki.
- … - siorb nosem – Taa a nie widać?? - … człap, człap w puchatych kapciach z króliczkiem do kuchni po żelki – Po co mam się ubierać i w ogóle, skoro i tak nigdzie nie będę wychodzić i nikt do mnie nie przyjdzie? To nielogiczne… - wymamrotała ledwo słyszalnie Hoshii
-… - Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż zbielały mi kości – Dobra kochanie, to miała być niespodzianka ale jak Cię widzę w takim stanie, to coś czuję, że lepiej będzie, jak ze mną pojedziesz i „odbierzesz” swoją niespodziankę. 20 minut Ci starczy żebyś doprowadziła się do jako takiego stanu używalności?
- Dzięki Ci bardzo… „Stanu używalności”! Pff fest… - mamrotała brunetka gramoląca się do łazienki z paczką żelków.
- Ty widzisz i nie grzmisz… - jęknęłam patrząc w sufit…
-----
Wlazłam do łazienki wpychając sobie do buzi garść „robali”.
- Łaa! – krzyknęłam na widok swojej twarzy: sińce pod oczami, poszarzała cera i włosy… - O matko! Ja się pochlastam!! – Skomlałam usilnie próbując rozczesać kołtuny…
- I jak Ci idzie? – usłyszałam zza drzwi głos Kitsu.
- Daję radę! – odkrzyknęłam friend patrząc w lustro na swoje odbicie: białe martensy, (;)) skórzane legginsy i czerwono-czarna koszula w kratę prezentowały się rewelacyjnie do wysoko upiętego koczka i kresek na powiekach w stylu lat 50.
- Wow! Wychodzisz z kimś? Mam być o moją koffaną przyjaciółkę zazdrosna? – zaśmiała się Kitsu podając mi torbę i kurtkę. Nie zdążyłam jej nic odpowiedzieć, bo ta wypchnęła mnie z domu.
- Ej co Ty sobie robisz co?! Nie możesz mnie tak wyrzucać z mieszkania! – narzekałam podchodząc do windy.
- Mogę mogę… Czemu winda? – zapytała zielonooka zatrzymując się przed schodami.
- A czemu Ty zawsze musisz wybierać schody?! Zanim zleziemy na dół będziemy zlane potem i w ogóle! Mysia mieszkamy na 12 piętrze, więc chociaż w sobotę mi daruj ten cały fitness hmm?
- … Rób co chcesz, ja lecę schodami! – Chwilę potem słychać było tylko magiczny dźwięk windy i…
- No Kuźwa! Kij by Cię strzelił pieprzony wymyśle, pieprzonego, leniwego wynalazcy TY psująca się poczwaro! – kopnęłam w drzwi po raz setny w tym miesiącu zepsutego "środka transportu". Poprawiając na ramieniu torbę, z bojową miną, kroczek po kroczku ruszyłam schodami w dół…
**
Kiedy dotarłyśmy już do dzielnicy Shibuyi Hoshii w końcu nie wytrzymała:
- Powiedz mi po co mnie tu przywlokłaś co?!
- Zaraz się dowiesz – odparłam naciskając guziczek w domofonie najbogatszego penthous’a o numerze 53
- Ja chcę to wiedzieć TERAZ!! - Tupnęła nogą brunetka wlokąc się za mną do środka budynku.
-----
Po dwóch klatkach schodowych zielonooka przebiegle się uśmiechnęła (czyli w sumie jak zawsze hehe) i postawiła mnie pod jasnymi drzwiami z numerkiem 2.
- Ale że niby co? – zapytałam zaskoczona, a dopiero po chwili się kapnęłam, że mam zapukać (XD). Otworzyła nam dość niska japonka, taka gdzieś pod 50-tkę.
- Dzień dobry! Pani dzwoniła wczoraj w sprawie piesków prawda? Zapraszam do środka! - powiedziala kobieta
- Yyy… To znaczy… - wielkimi oczami spojrzałam na przyjaciółkę która gestem dłoni kazała mi iść za kobietą. Pani Matsumoto (tak pisało na wizytówce wiszącej na drzwiach) poprowadziła nas do dużego salonu, w którym… roiło się od małych, puchatych i szczekających kuleczek!!
- I jak Hoshii? Podobają Ci się? Hosii??
- … - zamurowało mnie… pokiwałam tylko głową, a następnie usiadłam na dywanie i zaczęłam głaskać szczeniaczki.
- Widzę, że mają panie podejście do zwierząt. Jestem… - Chłopak, który siedział w cieniu pokoju podszedł by się przedstawić. Uniosłam na niego oczy i…
- Jestem Takanori ale możesz mi mówić Zdebilała Gwiazda. Miło mi Was poznać – facet na którego kilka dni wczesniej wpadłam (albo to raczej on wpadł na mnie) z głupawym uśmiechem pożerał mnie wzrokiem. Patrzył na moje wściekle czerwone usta pomalowane nowym, malinowym błyszczykiem, a ja poczułam, że moje policzki zaraz się zapalą. Na szczęście była ze mną moja friend.
- Miło nam pana poznać! Jestem Kitsune, a to Hoshii. Może nam pan doradzić, którego z piesków powinnyśmy wybrać?
- Pewnie! To która z pięknych dam zamierza zostać mamusią dla puchatej kluseczki? – Kitsune parsknęła śmiechem i wskazała głową na mnie na co zaciesz z twarzy blondyna zniknął w ekspresowym tempie – Aha… - powiedział i o dziwo… usiadł obok mnie!!
**
Wróciłyśmy do domu dopiero około 19 – w końcu trzeba było jeszcze zahaczyć o zoologiczny żeby kupić wszystkie potrzebne pieskowi rzeczy.
- Ohh… Nie wiem jak mam Ci dziękować! – powiedziałam podchodząc do zaparzającej sobie kawę zielonookiej. Friend wskazała palcem na swój policzek, a następnie mnie przytuliła i podniosła biały kłębek merdający radośnie ogonkiem.
- Witaj w domu Yuki-chan. Proszę Cię bądź grzecznym, nie gryzącym i nie znaczącym mebli pieskiem dobrze? – szczeniaczek o czekoladowych oczkach i czarnym nosku polizał Kitsu w ramach zgody po twarzy – Ale Kawaii? – spojrzała na mnie – Ty go wyprowadzasz.
----
Kiedy już wykąpana leżałam w piżamce i miziałam moje małe, białe maleństwo – po pokoju rozniósł się dźwięk sms’a. „Któż to może być o tej porze?” pomyślałam i sięgnęłam po telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: „Numer prywatny” i jak to mam w zwyczaju, czyli robię coś a potem myślę odtworzyłam wiadomość:
„ Cześć Kawaii. Wybacz, że tak późno. Jak malec??”
Zamrugałam kilkukrotnie oczami i… bez chwili zastanowienia się odpisałam!!
„A dobrze właśnie leży sobie obok mnie i śpi. A co u Ciebie?”
„Heh, ok.:) Tylko… Tak sobie myślę czy… Czy nie poszłabyś ze mną na spacer? Wiesz, głupio wyszło u Sakiego więc może dasz się wyciągnąć na jakiś spacer albo kolację?”
Chwilę się zastanowiłam (dokładnie to ułamek sekundy): pięknie pachnący, wysportowany, uśmiechnięty… Mrau! A co mi tam! I tak już mi te cale nerwy na blondaska przeszły…
„Pewnie;) Tylko kiedy??” – wystukałam pośpiesznie
„Teraz??
Spojrzałam na zegarek. No jasne! Jest 24:30!
„Ale jest 24:30! Nie za późno?”
„Na spotkanie z Tobą nigdy nie jest za późno:* To jak? Za 10 minut zejdziesz na dół?”
Po tym sms’ie serce zabiło mi szybciej. Jak wystrzelona z procy pognałam do kuchni – z niej był widoczny parking, na którym stał… ON!! Gapiąc się na stojącą w blasku lamp sylwetkę odpisałam:
„Ok.”
Konbanwa:* Chapter długi, ale myślę, że przyjemny;) Dedykuję go moim dwóm fankom: Kinezumi i Maleństwu:*:*:*
czwartek, 9 sierpnia 2012
III WSPANIAŁY dzień
Nim pierwsze promienie słońca pojawiły się nad ruchliwymi ulicami Tokio, ja już byłam w studiu. Rika, jeden ze sztabu dźwiękowców Gazeciarzy pokazywał mi właśnie sprzęt, kiedy do pomieszczenia wszedł chłopak, który wczoraj przekazał mi dobre wieści. Ubrany był w jasną, skurzaną kurtę, siwe jeansy i glany.
- Ops! Wybaczcie moi kochani, że was nie zauważyłem – powiedział mężczyzna wieszając na krześle kurtkę – Hmm miło mi poznać… - spojrzał na mnie wymownie czekając aż oświeci go mój blask i spłynie na niego zaszczyt poznania mojego imienia. Dźwiękowiec poczuł się niezauważony więc nawet nie zauważyłam kiedy zniknął.
- … - zamiast odpowiadać blondynowi, uśmiechnęłam się delikatnie puszczając jego dłoń, jednocześnie kierując wzrok na stojak z gitarami, gdyż przypływ gorąca z pewnością za kilka chwil przeobraziłby się w potężnego rumieńca – Hmm czyż nie jest to ESP Eclipse model II?? – zagaiłam podchodząc do stojaka na którym pięknie prezentowała się czarna, mahoniowa bogini dźwięku. Mężczyzna podszedł do mnie i delikatnie zdjął instrument.
- Tak, w rzeczy samej. Przypomnę się, że dalej nie powiedziałaś mi jak masz na imię – poczułam, jak spojrzenie kakaowych oczu skanuje moją twarz dosłownie kawałeczek po kawałeczku – Chyba nie jesteś rodowitą japonką – kontynuował blondyn siadając na taborecie przede mną, jednocześnie cichutko trącając poszczególne struny gitary. Kurde! Dlaczego właśnie W TAKICH momentach zapominam nazwy kawałka, który jest jednym z moich ulubionych? Pomimo braku jakiejkolwiek reakcji z mojej strony blondyn kontynuował - Twoje oczy są nieziemsko zielone… Ma się ochotę wgapiać w nie bezkońca, a człowiek boi się… że.. że znikną… - energicznie pociągnięcie po podstrunnicy wyrwało mnie z letagu. „Idiotka z Ciebie!” – powiedział mój wewnętrzny głos – „Przecież to GUREN!! Jak mogłaś nie poznać tego charakterystycznego taktu!!”
- No tak… „Ukochana, nie znikaj. Chcę słyszeć nawet westchnienie. Delikatne bicie serca. Dokąd idziesz?” – powiedziałam w odpowiedzi, która skierowana była do mojej swiadomości.
- Proszę?? – chłopak podniósł się i zaczął powoli iść w moją stronę
- Eettooo… - jęknęłam zmieszana. Z braku słów zaczęłam machać łapami jak popadnie – pieprzony tik nerwowy ;/ - Eetto… - jąkałam się dalej aż...
- Oj no Uruha nie męcz już tak naszej nowej zdobyczy! Jestem Aoi, a Ty? – powiedział brunet, który pojawił mi się przed oczami nie wiem kiedy i dzięki któremu nie musiałam tłumaczyć się z powyższej, jakże żenującej sytuacji. Mężczyzna podał mi rękę. Uścisnęłam ją zahipnotyzowana czarnymi oczami "wybawiciela"
- Ki… Kitsune… Mówcie mi Kitsune…
- Nie no a jemu to powiedziałaś?! Fest! – Prychnął Uruha odkładając gitarę na miejsce. Czarnooki zaczął się śmiać, a moje serce, nie wiem czemu raptownie zaczęło kołatać.
- Uruś, nie fochaj się tak na mnie, nie moja wina, że działam na kobiety jak... – Aoi przechodząc obok mnie spojrzał mi w oczy poczym zjechał wzrokiem na moje duże, kształtne usta i jakby do nich szepnął – narkotyk…
Przełknęłam gulę zastygłą w gardle: stałam na środku po mojej lewej stronie poruszał się brunet, podpinający kable i włączający wszystkie sprzęty, po mojej prawej – Uruha, mordujący plecy starszego gitarzysty, a następnie sięgający po statyw z mikrofonem. Westchnęłam. Oj Boże… Że też zawsze muszę się znaleźć pomiędzy młotem a kowadłem?
##
- Hahaha! Nie wieżę!! Hahahaha!! – kielczyłam się jak głupia, kiedy ReiRei (mężczyzna z którym jechałam do studia) opowiadał mi, jak po ostatnim koncercie jakaś narwana fanka biegła za ich busem przez dwie przecznice bez gaci z bojowym okrzykiem: „RUUUUKIIII!! PIEPRZ MNIEEEE!!”
- Mówię Ci Hosh! Kopary nam po prostu opadły. Hehe, widziałabyś minę Rukasa: „Bleee… Chłopaki czemu zawsze moje fanki muszą być takie pokręcone! Dlaczego to właśnie one odwalają takie jackassowskie akcje?!”. Haha!
- Hahaha no tak – uśmiechnęłam się szeroko ścierając „śmiechową łezkę” tym samym, po kryjomu zerkając na mojego rozmówcę, który chyba wpadł na ten sam pomysł: orzechowe oczka, rozhahany pysio i delikatne dołeczki wciągnęły mnie bez reszty. Do samych drzwi PS Company Reita parodiował Rukiego, ich wokalistę, a ja, o mały włos nie posikałam się ze śmiechu.
#
15:30. Stanęłam w drzwiach kuchni rzucając jednym butem w jedną stronę drugim w drugą.
-Ja się pochlastam! – jęknęłam wstawiając sobie wodę na kawę – Jak można nie uczyć się początków utworów?! – zapytałam ciszy panującej w kuchni na myśl o tekście Urka :”Pff, a niby po co mam się uczyć pierwszych 2 minut kawałka, skoro mogę improwizować, a w moim wykonaniu i tak najważniejsze są solówki?”. Niestety, długo się nie pocieszyłam tą ciszą i spokojem panującym w domu: trzask drzwi oznajmiał jedno – Hoshii wróciła.
Hmm… Po 230 którymś odcinku Naruto, czyli raczej pod wieczór tego samego dnia;)
W końcu to pogrzane cuś (mowa o Naruto - …Wybacz Ty, która wie o co kaman, a to czyta:D!) się skończyło, a ja w spokoju, nie słysząc tej głupawej muzyczki mogłam wejść w spokoju do kuchni (mamy TV w kuchni, bo gdzie niby indziej, skoro najwięcej czasu spędzamy właśnie w niej?), żeby zrobić sobie 6 już tego dnia kawę. Przeszłam obok wgapionej na maksa w monitor laptopa Hoshii w nadziei, że nie zauważy mojej obecności. Kur!! No niestety… kapła się….
- Kupmy sobie psa… - wymamrotała brunetka robiąc na mnie słodkie oczka.
- Kochanie, jak tak na mnie patrzysz, to mi się kojarzysz z taką malutką, bezbronną sarenką z której byłby wyborny pasztet więc radzę Ci – uważaj! I nie, nie kupimy sobie psa.
- Dlaczego nie?! Ja u siebie w domu zawsze miałam jakieś stworzonka i TY z resztą też! – głos Hoshii przybrał nutkę furii.
- Owszem, mogłybyśmy mieć zwierzątko – mojej friend zapaliły się iskierki w oczkach – ale po co nam zwierzak, skoro mamy Ciebie? – Ha! Już chyba po raz tysięczny udało mi się z pełnym kubkiem kawy zwiać do pokoju przed lecącym w moją stronę papciem, przy okazji nie roniąc ani jednej kropli kojącej moje nerwy zbawiennej cieczy.
***
Kurczaczki... No i mi nie pykł ten rozdział... Jakiś taki... Jakby... Sama nie wiem;( dziękuję wszystkim:*:*:*piątek, 3 sierpnia 2012
II Trudne pięknego początki
- Ty… Ty… TY DEBILU!! – zaczęłam wrzeszczeć na chłopaka przez którego już dzisiaj po raz drugi wylądowałam na tyłku – Co Ty sobie do cholery jasnej wyobrażasz?! Myślisz sobie, że jak ubierzesz w środku lata wielką wełnianą czapkę, ni kij pasujący do niej, obleśny szalik i okulary przeciwsłoneczne to jesteś cool?!?! No po prostu żal.pl!! Choć Kitsu, nie będziemy dłużej przebywać w towarzystwie rozkapryszonej i zdebilałej do reszty pożal się boże gwiazdy rock’a!! – chwyciłam za rękę siedzącą na fotelu dziewczynę, po czym, w ekspresowym tempie ewakuowałam się z gabinetu Sakiego.
- Coś ty najlepszego zrobiła?! – kiedy byłyśmy już poza budynkiem PS Company, przyjaciółka wyszarpnęła się z mojego uścisku i z groźną miną stanęła na wprost mnie. Dopiero teraz do mnie dotarło co powiedziałam do niedoszłego klienta: „rozkapryszona i zdebilała gwiazda rock’a”. Brawo! Z ciężkim westchnieniem usiadłam na parkingowej ławce.
- Ja… Przepraszam Mysiu – poczułam jak mimowolnie pocą mi się oczy, a oddech nieznośnie przyśpiesza grożąc przekształceniem się w szloch.
- Przepraszam! Łatwo ci powiedzieć! Phi też mi coś! Przepraszam… - Kitsune zaczęła chodzić w tę i z powrotem z rękami wbitymi w kieszenie spodni. Co chwilę mamrotała pod nosem albo „superlatywy” pod adresem mojego wybuchowego charakteru albo przeprosiny dla Sakiego.
- Wiem, że zepsułam i… - moją wypowiedz przerwał trzask szklanych drzwi wyżej wymienionej wytwórni muzycznej. Z budynku wybiegł wysoki blondyn. Zmrużyłam lekko załzawione oczy: był to jeden z piątki siedzących na kanapie facetów.
- Laski jesteście przyjęte. Test zdany pomyślnie! Zapraszam!
W tym o to momencie moje oczy wypadły z orbit, best friend chyba umarła na zawał, a jak się potem okazało Uruha (ten koleś) głupawo się uśmiechał szczerząc białe ząbki.
*
Siedziałyśmy w zadymionym przez kopcącą jak zepsuty piec papierosy Hoshii salonie. Dalej byłyśmy w szoku. W końcu niecodziennie podpisuje się roczny kontrakt świadczący o przynależności do teamu sławnej gwiazdy rock’a.
- Żeśmy odwaliły gałę… O boże! Czujesz to?! – brunetka zerwała się na równe nogi i zaczęła tańczyć.
- Czuję obrzydliwy zapach… - jęknęłam. Zaczęło mi się robić niedobrze, ale czy to dziwne jeżeli ktoś ma uczulenie praktycznie na wszystko, a weźmie się pod uwagę siedzenie w towarzystwie osoby palącej już drugą paczkę mentoli?? – Zuz… Chyba… - chwyciłam się za usta i jak najszybciej, nie czekając na reakcję przyjaciółki ruszyłam do łazienki.
2 godziny później, siedząc na podłodze przed muszlą klozetową…
- Czemu ty zawsze musisz zepsuć nastrój! Jak możesz mi to robić?! I w ogóle siku mi się chce! Wyłaź! – Hoshiek zaczął dobijać się do drzwi wc.
- Dziękuję że się o mnie troszczysz! Naprawdę Ci dziękuję, nie nie chcę zielonej herbatki na żołądek i nie kochana, nie musisz wzywać karetki! – na chwiejnych nogach, wciąż trzymając się za brzuch ruszyłam do wyjścia.
- Ojej! Ty się tak na serio źle czujesz?! I chyba masz z tych nerwów gorączkę! – spojrzałam na brunetkę, która na mój widok aż się cofnęła.
- Yhym. Kotek idę spać. W nagrodę możesz wyszorować łazienkę gdyż niestety nie udało mi się w porę dobiec do klopa.. Oyasumi – weszłam do swojego sanktuarium powoli zasuwając za sobą drzwi pokoju. Skłamałam. Nie poszłam spać tylko usiadłam na parapecie okna obserwując jak nasza ukochana metropolia budzi się do życia. Powoli nabrałam powietrza.
- No lisku pora iść spać. Od jutra czeka cię ciężka praca i… - kąciki ust powędrowały mi mimowolnie w górę – tradycyjny poranek.
*
- Mysia! Mysia! Mysiaaa! Pobuuuudkaaa!! – wpadłam do pokoju czarnej – Co do? – podeszłam do zaścielonego łóżka, na którym znalazłam list: „Ohayo Kawaii! Wcześnie rano dzwonił Saki – prosił, abym przyszła dużo wcześniej do pracy. Obiad masz w lodówce, musisz sobie tylko podgrzać. Na mnie nie czekaj, nie martw się, nie zjem na mieście. Twoja Kitsune”. Spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek: 7:20. Ok. mam jeszcze godzinkę czasu… Z uśmiechem powędrowałam do salonu, zahaczając przy okazji o kuchnię i biorąc sobie kilka… kabanosów.
Po porannych wiadomościach i śniadanku zaczęłam się zbierać do wyjścia.
Kiedy otworzyłam drzwi bloku, o mały włos nie zderzyłam się z chłopakiem, którego dzień wcześniej widziałam w biurze szefa.
- Przepraszam ja – powiedzieliśmy równocześnie na co spłonęłam rumieńcem. Mężczyzna również delikatnie się zarumienił, wyciągnął do mnie rękę:
- Jestem Akira. Ty pewnie jesteś naszą nową panią tłumacz… Mogę Cię podwieźć jeśli chcesz?
- Dziękuję – powiedziałam wsiadając do sportowego samochodu
czwartek, 2 sierpnia 2012
I - Nowy początek
- Aaa!! Aaa!! Czy ty to WIDZISZ?!?!?! Aaaaaaa!! – zaczęła wrzeszczeć jak opętana długowłosa kobieta której dwa, złoto-czarne warkoczyki równocześnie z długą grzywką skakały do góry i w dół w geście euforii. Jej jedyna i najlepsza przyjaciółka, troszkę niższa brunetka której pocieniowana, czekoladowa czupryna sięgała szyi patrzyła z zażenowaniem stalowoniebieskimi oczami na skaczącą po sam sufit mieszkania zielonooką.
- Tak Mysiu… WIDZĘ! I jakbyś mogła to przestań w końcu wymachiwać mi przed oczami tą pierniczoną umową!!
- Ale… No… HOSHIEEEEKKKKK!! PRZYJĘLI MNIE!! AAAAA!!! Zostałam przyjęta do pracy na stanowisku dźwiękowca!! Nie no…. Aaa – pełen szczęścia, chyba już setny tego wieczora krzyk przerwała smukła dłoń brunetki zatykająca usta skaczącej jak wariatka wyższej dziewczynie.
- Ty się lepiej zastanów co my zrobimy skoro wyjebali mnie z pracy… Myniu ja wiem, że będziesz duuużo zarabiała bo to w końcu nie byle jaka fucha tylko praca w PS Company ale boję się że nie starczy nam na przeżycie… W końcu mieszkamy w dzielnicy Setagaya, a tanio to tutaj nie jest… - brunetka ciężko westchnęła na co jej przyjaciółka szybko złapała ją za rękę i z błyskiem w oczach powiedziała:
- Jest jeszcze druga strona medalu… Sakai, kojarzysz kolesia prawda? No więc Sakai prowadzi teraz jakiś bardzo sławny zespół. Jakiś boy band czy coś takiego. W każdym bądź razie ma pod swoją opieką piątkę facetów którzy potrzebują tłumacza, który będzie z nimi chodził na spotkania z fanami itd. Itp… a żeby mój przyjaciel nie musiał za nadto szukać zaproponowałam mu Ciebie! To jak Zuz… - kobieta wstała z klęczek, założyła ręce na klatce i z zawadiackim uśmiechem dodała – And the dream comes tru…
*
- Nie nie nie!! Ja wiedziałam, że tak będzie!! Kitek won z łazienki!! – na maksa rozczochrana, ubrana w białą piżamkę w sushi dobijałam się do wc.
- O co tyle hałasu przecież… - na moje nieszczęście drzwi łazienki otworzyły się z impetem co skończyło się moim lądowaniem na podłodze oraz palącym bólem czoła – Co ty do cholery robisz! Hoshiek spóźnimy się przez Ciebie jak tak będziesz sobie leniuchować w piżamce i taka rozczochrana!! Zwariować z Tobą można!! – otóż… moja ukochana, zwarta i gotowa do wyjścia mycha, po prawie 2 godzinnym posiedzeniu w łazience postanowiła wreszcie wyjść. Oczywiście NIE chcący waląc mnie drzwiami w dekiel, a jakby tego jeszcze było mało, ofukując mnie na dzień dobry, że jeszcze nie jestem ubrana.
Kiedy już dane mi było wejść do łazienki w ekspresowym tempie zaczęłam robić sobie makijaż. Cała moja toaleta łącznie z ubraniem się w małą czarną zajęła mi 10 minut! Chrysteee… jak ona to robi, że łazienka to jej drugi pokój?! Etto mniejsza o to, gdyż na horyzoncie pojawił się kolejny problem z moich jakże wspaniałych poranków a mianowicie:
- Kitsune gdzie jest mój drugi but! – zaczęłam skakać po salonie od regału do regału, od półki do półki przy okazji zaglądając pod każdą szafę.
- Tam gdzie go zostawiłaś? – spokojny głos mojej friend odparł mi pytaniem na pytanie.
- Wiesz, że nie znoszę kiedy to robisz?! – warknęłam do opartej o futrynę drzwi Kitsu, ubranej tradycyjnie w czarne spodnie i czarny t-shirt. Zawiesiłam na niej wzrok na co ta wzruszyła ramionami obracając się z gracją i na dobicie mówiąc „Wiem” zniknęła w korytarzu mieszkania.
Pięknie zaczął się mój nowy, jakże wspaniały dzień! Po prostu SUPER!
*
- Boję się… Cholera jak ja się boję!! – Hoshii histerycznie zaczęła drepcić w miejscu. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem - No co się czepiasz?! Nie moja wina, że zaraz czeka mnie moja życiowa, wymarzona rozmowa o pracę!
- Wiem i… - nie zdążyłam dokończyć zdania, ponieważ drzwi do biura Sakai’a otworzyły się, a lekko podstarzały Japończyk gestem ręki zaprosił nas do środka. W dość dużym i przestronnym pomieszczeniu siedziało kilku mężczyzn: wysoki blondyn dłubał palcem w zębach, trochę niższy, siedzący obok niego brunet nerwowo jeździł ręką po dopasowanych jeansach, kolejny blondyn wciskał w swoje usta tubkę mleka skondensowanego o smaku chili, a wysoki brunet, o dużych, ponętnych ustach uśmiechał się do mnie przyjaźnie i i…
- Aoi-kun! Przestań już czarować waszego nowego dźwiękowca bo będziemy tak tu kwitli do końca życia! – mocny, metaliczny głos Sakiego sprowadził mnie na ziemię. Poczułam jak potężny rumieniec wychodzi na moją normalnie bladą twarz.
- Gomen… - szepnęłam spuszczając wzrok i przemykając jak najszybciej na fotel stojący w najciemniejszym i najbardziej oddalonym miejscu od wyżej wymienionego chłopaka.
- Panowie więc to… A gdzie Takanorii? Znowu się spóźnia! – na czole mojego nowego pracodawcy wyszła żyłka – Zabiję tego… - w tym momencie w pokoju rozbrzmiał głuchy łoskot poprzedzony krzykiem Hoshii – I oto nasza spóźnialska królewna! Zobacz co żeś narobił!! Wasza biedna pani tłumacz leży przez Ciebie na podłodze, bo jesteś taką sierotą, że nawet po ludzku nie umiesz otworzyć drzwi! – lekko uniosłam się na siedzeniu fotela by następnie opaść na niego ciężko: pięknie! 4 chłopaków gapi się na leżącą na podłodze Zuz, która trzyma się za głowę i jęczy, szef dolewa sobie drżącą ręką już chyba po raz trzeci sake, facet, który lekko mówiąc trzasnął moją przyjaciółkę drzwiami stoi nad nią jak jakaś dupa wołowa i nie wie co ma zrobić a ja? A ja... siedzę i oglądam bandę debili...
Yo! Jeżeli to tego momentu żeście wytrwali to... Eee... *-* Dziękuję Ci Kawaii-san!!:*:*:*
Ettooo... No... Yyyy...
Bez wstępu… Bez wprowadzenia i zbędnych ceregieli… Powodzenia w czytaniu – Gazeciarze (tak, chodzi o zespół The GazettE) czekają z niecierpliwością na Wasze komentarze i zainteresowanie;). Za wszelkie błędy ortograficzne przepraszam, dziękuję za cierpliwość.
Subskrybuj:
Posty (Atom)