piątek, 3 sierpnia 2012
II Trudne pięknego początki
- Ty… Ty… TY DEBILU!! – zaczęłam wrzeszczeć na chłopaka przez którego już dzisiaj po raz drugi wylądowałam na tyłku – Co Ty sobie do cholery jasnej wyobrażasz?! Myślisz sobie, że jak ubierzesz w środku lata wielką wełnianą czapkę, ni kij pasujący do niej, obleśny szalik i okulary przeciwsłoneczne to jesteś cool?!?! No po prostu żal.pl!! Choć Kitsu, nie będziemy dłużej przebywać w towarzystwie rozkapryszonej i zdebilałej do reszty pożal się boże gwiazdy rock’a!! – chwyciłam za rękę siedzącą na fotelu dziewczynę, po czym, w ekspresowym tempie ewakuowałam się z gabinetu Sakiego.
- Coś ty najlepszego zrobiła?! – kiedy byłyśmy już poza budynkiem PS Company, przyjaciółka wyszarpnęła się z mojego uścisku i z groźną miną stanęła na wprost mnie. Dopiero teraz do mnie dotarło co powiedziałam do niedoszłego klienta: „rozkapryszona i zdebilała gwiazda rock’a”. Brawo! Z ciężkim westchnieniem usiadłam na parkingowej ławce.
- Ja… Przepraszam Mysiu – poczułam jak mimowolnie pocą mi się oczy, a oddech nieznośnie przyśpiesza grożąc przekształceniem się w szloch.
- Przepraszam! Łatwo ci powiedzieć! Phi też mi coś! Przepraszam… - Kitsune zaczęła chodzić w tę i z powrotem z rękami wbitymi w kieszenie spodni. Co chwilę mamrotała pod nosem albo „superlatywy” pod adresem mojego wybuchowego charakteru albo przeprosiny dla Sakiego.
- Wiem, że zepsułam i… - moją wypowiedz przerwał trzask szklanych drzwi wyżej wymienionej wytwórni muzycznej. Z budynku wybiegł wysoki blondyn. Zmrużyłam lekko załzawione oczy: był to jeden z piątki siedzących na kanapie facetów.
- Laski jesteście przyjęte. Test zdany pomyślnie! Zapraszam!
W tym o to momencie moje oczy wypadły z orbit, best friend chyba umarła na zawał, a jak się potem okazało Uruha (ten koleś) głupawo się uśmiechał szczerząc białe ząbki.
*
Siedziałyśmy w zadymionym przez kopcącą jak zepsuty piec papierosy Hoshii salonie. Dalej byłyśmy w szoku. W końcu niecodziennie podpisuje się roczny kontrakt świadczący o przynależności do teamu sławnej gwiazdy rock’a.
- Żeśmy odwaliły gałę… O boże! Czujesz to?! – brunetka zerwała się na równe nogi i zaczęła tańczyć.
- Czuję obrzydliwy zapach… - jęknęłam. Zaczęło mi się robić niedobrze, ale czy to dziwne jeżeli ktoś ma uczulenie praktycznie na wszystko, a weźmie się pod uwagę siedzenie w towarzystwie osoby palącej już drugą paczkę mentoli?? – Zuz… Chyba… - chwyciłam się za usta i jak najszybciej, nie czekając na reakcję przyjaciółki ruszyłam do łazienki.
2 godziny później, siedząc na podłodze przed muszlą klozetową…
- Czemu ty zawsze musisz zepsuć nastrój! Jak możesz mi to robić?! I w ogóle siku mi się chce! Wyłaź! – Hoshiek zaczął dobijać się do drzwi wc.
- Dziękuję że się o mnie troszczysz! Naprawdę Ci dziękuję, nie nie chcę zielonej herbatki na żołądek i nie kochana, nie musisz wzywać karetki! – na chwiejnych nogach, wciąż trzymając się za brzuch ruszyłam do wyjścia.
- Ojej! Ty się tak na serio źle czujesz?! I chyba masz z tych nerwów gorączkę! – spojrzałam na brunetkę, która na mój widok aż się cofnęła.
- Yhym. Kotek idę spać. W nagrodę możesz wyszorować łazienkę gdyż niestety nie udało mi się w porę dobiec do klopa.. Oyasumi – weszłam do swojego sanktuarium powoli zasuwając za sobą drzwi pokoju. Skłamałam. Nie poszłam spać tylko usiadłam na parapecie okna obserwując jak nasza ukochana metropolia budzi się do życia. Powoli nabrałam powietrza.
- No lisku pora iść spać. Od jutra czeka cię ciężka praca i… - kąciki ust powędrowały mi mimowolnie w górę – tradycyjny poranek.
*
- Mysia! Mysia! Mysiaaa! Pobuuuudkaaa!! – wpadłam do pokoju czarnej – Co do? – podeszłam do zaścielonego łóżka, na którym znalazłam list: „Ohayo Kawaii! Wcześnie rano dzwonił Saki – prosił, abym przyszła dużo wcześniej do pracy. Obiad masz w lodówce, musisz sobie tylko podgrzać. Na mnie nie czekaj, nie martw się, nie zjem na mieście. Twoja Kitsune”. Spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek: 7:20. Ok. mam jeszcze godzinkę czasu… Z uśmiechem powędrowałam do salonu, zahaczając przy okazji o kuchnię i biorąc sobie kilka… kabanosów.
Po porannych wiadomościach i śniadanku zaczęłam się zbierać do wyjścia.
Kiedy otworzyłam drzwi bloku, o mały włos nie zderzyłam się z chłopakiem, którego dzień wcześniej widziałam w biurze szefa.
- Przepraszam ja – powiedzieliśmy równocześnie na co spłonęłam rumieńcem. Mężczyzna również delikatnie się zarumienił, wyciągnął do mnie rękę:
- Jestem Akira. Ty pewnie jesteś naszą nową panią tłumacz… Mogę Cię podwieźć jeśli chcesz?
- Dziękuję – powiedziałam wsiadając do sportowego samochodu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Łosz ale że Reiciak is gonna gimme a ride ;-)?! hahahahaha XD Nie no. Tak się tylko uśmiecham sama do siebie :D No boskie mysiu! Tylko nie badnęłąm tekstu, że już po raz drugi przez niego wylądowała na tyłku. Ten pierwszy raz to chyba przez ,,koleżankę" jeszcze jak w domu były, nie? W każdym bądź razie, super, że się im udało. I super, że to piszesz. I ja chcę już więcej! Choć i tak nie przeczytam wcześniej niż do środy, bo mnie nie będzie ze względów wyjazdowych. :) Czekam tylko na jakąs AKCJĘ z Ruksem, bo wiesz jaką ja na niego mam jazdę ;-) Powiedziała Zuza sznurując czerwone trampki i zgarniając z krzesła czarną torbę the GazettE wyszła z domu... KOffam :*:*:*:*:*:*:*
OdpowiedzUsuńDwukrotnie upaść na tyłek?! Niemożliwe, a jednak. To dobrze, że udało im się dostać. Czekam na next...
OdpowiedzUsuń